From Aberdeen to Elblag via Amsterdam

Jestem chyba najgorszym blogerem na swiecie... ostatni wpis w polowie grudnia. Na swoje usprawiedliwienie moge powiedziec - Swieta. Nie mialam jak i kiedy. Teraz juz powoli sie ogarniam, ale jako, ze u nas w tym roku zima raczej jesienna (leje i wichruje) to nie wiele sie dzieje w temacie wedrowkowym.
***
Dzisiaj wiec bedzie o naszej Swiatecznej wyprawie do Polski i z powrotem. 
Wybralismy opcje samochodowo - promowa. 

Pierwszy etap: samochodem do Newcastle. Wszyscy podekscytowani wiadomo, wiec 4,5 godzin drogi minely szybko.


Drugi etap: promem do Amsterdamu. Czas: 15 godzin. A tu jest link do DFDS.
Odprawa i zaokretowanie calkiem sprawnie wykonane. Prom chyba spory, no ale ze mnie zaden wilk morski, wiec nie mam porownania.


Kajute dostalismy na 9 pokladzie. Klasy Commodore, wiec taka z kilkoma bonusami: okna, normalne lozko i sniadanie wliczone w cene biletow. Spodobala nam sie od razu. Steward ktory nas przyprowadzil, zapytal nawet czy zyczymy sobie sniadanie do lozka! Nie zyczylismy wiec podziekowal i poszedl.




Zapomnialam wspomniec, ze byl rowniez maly barek z wszystkim co w barku byc powinno. 
Z portu wyplynelismy okolo 17. Zaczelo troche bujac, ale morze bylo spokojne. Ruszylismy sprawdzic co oferuje statek. Calkiem sporo jak dla mnie. Kilka restauracji, bary, kino, kasyno, zabawownie dla dzieci (mala ale jest), sklep z alkocholem, ciuchami, slodyczami i perfumami...oczywiscie. Akurat byla przeprowadzana degustacja whisky, ale bylam w za duzym stresie podrozowym zeby skozystac. Zasiedlismy na troche z drinkiem w barze, potem trzeba bylo "wybiegac" Adama na placu zabaw i ja juz mialam dosc wrazen na jeden dzien. Maz postanowil troche bardziej skorzystac z atrakcji oferowanych na promie, a Zuza naciagnela na ciuchy (pomagala nam wybierac bardzo mila polska pani ekspedientka)... Ja padalam na twarz, wiec ogarnelam dzieci i spac.... milo kolysana przez fale.





Rankiem obudzilismy sie i na sniadanie do Baru Latitude. Bufet oczywiscie suto zastawiony, powiedzialabym. I pewnie skorzystalabym z wiekszym rozmachem gdyby nie dziwne uczucie w zoladku, ktory postanwil nie wspolpracowac dluzej. Skonczylo sie wiec na kawie, rogaliku i owocach. 
Wyszlismy na poklad przewietrzyc sie... troche wialo



Doplynelismy okolo 9:30 czasu europejskiego. Prom zaparkowal i krotka chwile pozniej siedzielismy juz w samochodzie gotowi do wyjazdu. Bylismy pierwszysm samochodem wiec okolo 10 rozpoczelismy...

Trzeci etap podrozy: Amsterdam - Elblag.
No tu szalu narracyjnego ni ma...! Jechalismy na zmiane zeby jak najszybciej dotrzec do domu. Nie robilismy zadnych wiekszych przystankow, jak tylko na toalete i tankowanie. Dobrze sie jechalo. Kasia Nawigacja prowadzila, a my za nia. W Polsce troche nas puscila nie tak jak chcielibysmy, no ale tam wszystko jeszcze w budowie to i Kasia zglupiala.

Dzieci byly dzielne. Kota dostaly dopiero kolo Malborka i zaczely sie udzielac wokalnie do kazdej piosenki granej akurat w radiu. Dalismy rade.O 22 pilam powitalnego drinka :)

***
O Swietach nie bede opowiadac. Wiadomo... bylo fajnie, czasami nawet bardzo, smutno bylo wracac i rozstawac sie ze wszystkimi na nie wiadomo jak dlugo.


Na zdjeciu brakuje dwoch osob: najmlodszego z ekipy (3 miesiace), ktory nie dal rady i zapadl w sen zanim zrobilismy to zdjecie, jak tez seniorki (nie bede pisala ile ma lat bo sie wscieknie), ktora miala ta watpliwa przyjemnosc spedzic cale Swieta w szpitalu. Troche bylo nerwow, ale wyglada, ze wszystko bedzie ok :)

***
Droga powrotna, to oczywisie wszystkie trzy etapy naszej wycieczki w odwroconej kolejnosci. Poloczenie troche gorsze, poniewaz prom z Amsterdamu odplywa o 17, dla nas oznacza to nocna podroz, zeby spokojnie zdazyc. Dalismy rade, ale kiedy juz weszlam do kabiny, to nie mialam ochoty zupelnie z niej wychodzic, zwlaszcza ze morze wygladalo zupelnie inaczej niz za pierwszym razem. Wichrowalo i falowalo strasznie. Kazdy dostal po tabletce (Adam troche po czasie :)) ale ja i Zuza ledwo dawalysmy rade.Strasznie bujalo. I nie zartuje, kiedy powiem, ze zastanawialam sie w pewnym momencie gdzie sa kamizelki ratunkowe i kto skacze z ktorym dzieckiem do wody. Uspokoilo sie dopiero w nocy, gdzies kolo 2-3 i chyba dopiero wtedy wszyscy zasnelismy. Z wyjatkiem Adama, ktoremu burze i wichry nie straszne. Spal jak dziecko przez cala noc... Rano morze zupelnie jak z innej bajki. Gladkie, bez jednej fali. Sniadanie lykalismy z przyjemnoscia i dokladka.
Podsumowujac... fajna wycieczka, moze bylaby ciekawsza latem, albo wiosna, wtedy do programu warto byloby wlaczyc jeden dzien w Amsterdamie... moze nastepnym razem.







Komentarze

Popularne posty