Cruden Bay przy odplywie.

Czesto smieje sie sama z siebie, z tego mojego blogowania. Czestotliwosc wpisow raczej niska, jak rowniez aktualnosc wiadomosci... no na news to sie nie nadaje. Dzis na przyklad, bedzie o sytuacji z przed 3 tygodni... Przy obecnym tempie zycia, to jak wieki temu...no coz, ja powoli przetwarzam...

***

Niedziela nie zapowiadala sie zbyt optymistycznie. Nad miastem wisialy grube chmury, jak zwykle zreszta, ale potrzebowalismy troche przestrzen i jodu, wiec wybralismy sie do Cruden Bay. Sprawdzona, piaszczysta plaza, na ktorej nawet podczas przyplywu zawsze jest miejsce na kocyk. Tym razem nie liczylismy na kocykowanie, a raczej na przewietrzenie umyslow, dzieci i ogolny lekki wysilek fizyczny w postaci spaceru po piachu.

Przyjechalismy akurat na odplyw. Juz dawno nie widzialam tu tak szerokiej plazy i takiej bezludnej. Cala byla nasza. Postanowilismy dojsc do jej konca. To okolo 2km po ladnie ubitym piaseczku.








Doszlismy do skal i wyszlo slonce Okazalo sie wiec, ze mimo wszystko kocykowanie nastapi.
Ulozylismy sie na gorce i ogladalismy stada ptakow. Darly sie jak oszalale.

To kormorany...


A to chyba kaczki Eider (nie wiem czy istnieje polska nazwa). 


O, a taki widok na cala zatoke...

Polezelismy na skalkach, zazylismy witaminy D i jodu, teraz czas do domu.


 Przyplyw idzie.











Komentarze

Popularne posty