Deszczowy Dzien Taty w Castle Fraser

Jest kilka niespodzianek w temacie świętowania, które czekają Polaka po przeprowadzce na druga stronę lustra. Te główne to brak naszych ulubionych "imienin" oraz ruchomość Dnia Mamy i Dnia Taty. Mamy obrzucamy tu kwiatami w 3 niedziele przed Niedziela Wielkanocna, a tata dostaje butelkę whisky w 3 niedziele czerwca. Ktoś może pomyśleć, ze trudno to ogarnąć...nic bardziej mylnego. Przeogromny biznes kartek okolicznościowych na każda okazje nie da nam o tym zapomnieć. Pojawiają się już co najmniej na 3 tygodnie wcześniej razem z innymi bibelotami i mniej lub bardziej trafionymi prezentami.

No i własnie o Dniu Taty dzis bedzie. Dwa tygodnie temu dzieci moje wykonaly samodzielnie dziela, a wlasciwie rekodziela okraszone skarpetkami w palmy kokosowe. Poczulam sie wiec w obowiazku dorzucenia cegielki od siebie i podkreslenia donioslosci chwili (wszystko tylko nie siedziec w domu i gotowac obiad). Zabralam towarzystwo w plener. Nadarzyla sie jakze meska okazja... Steam Fair (Jarmark Parowy - w wolnym tlumaczeniu) w niedalekim zamku Fraser. 15 mil na zachod od Aberdeen. Pol godziny jazdy, a ze nigdy jeszcze tam nie bylismy...moze byc jak dla mnie.

Oczywiście kiedy tylko wyjechaliśmy z miasta, zaczęło padać...i nie przestało az do następnego dnia...Szkoci jednak wiedza, ze pogoda pogoda, a swoje trzeba robić. Parasole wiec w garść, kurtki na plecy i w drogę.


Ruszyliśmy wzdłuż szpaleru namiotow prezentujacych mniej lub bardziej tematycznie zwiazane produkty gotowe do sprzedaży. Po wizycie w jednym z nich zostalismy bogatsi (a wlasciwie moj syn - kolekcjoner) o kolejny zestaw kamieni i krysztalow. Co one mialy wspólnego z moca silnika parowego, to nie wiem. Ale jak jarmark to jarmark!
Po przedarciu sie przez te zapory handlowe, dotarlismy do glownych atrakcji. Sile pary i węgla czuło sie wszędzie.


W przenośni i doslownie, bo akurat rozpoczela sie prezentacja przed ogloszeniem zwycięzców pokazu i wszystkie silniki pracowaly pelna para. Zapach dymu z tych wszystkich kominow przywolal sporo wspomnień z dziecinstwa. Dom babci jeszcze do niedawna opalany węglem...tego zapachu ciepła zimowego nie da się zapomnieć.


Kto tam co wygral, nie mam pojecia... naglosnienie mieli fatalne. Ale tam... nie wazne. Zwiedzalismy sobie.


I mimo deszczu chyba sie podobalo wszystkim.


Kiedy już nawdychaliśmy sie wystarczajaco dymu, postanowilismy jeszcze obejrzec zamek i cos zjesc. Kawiarnia okazala sie bardzo mala i wypelniona po brzegi. Dalismy sobie wiec spokoj z konsumpcja i ruszylismy do zamku.


Bilety wstepu jak zwykle nie sa tanie £24,50 za bilet rodzinny, ale prezentujac bilet z jarmarku dostajemy zniżkę i wchodzimy za jedyne £15. Milo.
Dla dzieci przygotowana mala lamiglowka. Na terenie zamku ukryto 10 ludzików Lego. Nalezy je odnaleźć. Adam wsiąknął...
Juz w pierwszej komnacie - Great Hall - najładniejszej i największej (ta czesc zamku datuje sie na 1400r) pan w żółtej marynarce poinformowal nas, ze zdjec nie wolno robic...Wkurzyl mnie, bo naprawde fajny ten pokoik byl, zwlaszcza wykusze okienne. Mimo, ze to zamkowe pomieszczenie to czuło się tu przytulnie i tak domowo.

No coz...w innych pomieszczeniach nie było panów w żółtych marynarkach...


Droga na wieżę.


I widok z wieży na cala posiadłość.



No i nasz ulubiony tata na tronie. Proszę nie zwracać uwagi na wyraz twarzy On tak zawsze wygląda jak jest zadowolony.


I koniec wycieczki....









Komentarze

Popularne posty