Loch Muick - pierwsza letnia wycieczka

To była pierwsza eskapada, która odbyliśmy bez udziału Adama... to znaczy nie do końca...ale może po kolei...
Konsulat RP w Edynburgu ufundował wycieczkę dla dzieci z Polskiej Szkoły w Aberdeen. Mieli pojechać na cały dzień nad Loch Muick. Najpierw nie chciałam puścić młodego, potem stwierdziłam, ze może jednak by pojechał, a jak przyszło co do czego to zaspaliśmy... Rozpacz czarna oczywiście, łzy i szlochy... no wiec szybka decyzja...piknik w plecaki, buty na nogi i gonimy wycieczkę... W międzyczasie wykonałam telefon do Pani Wychowawczyni z informacja ze podazamy ich tropem. Uśmiała się, ale zgodziła przyjąć małego śpiocha na miejscu.

Loch Muick położony jest okolo 50mil na zachód od Aberdeen. Najbliższym miasteczkiem jest uroczy Ballater. Stamtąd kierujemy sie na południe. Droga zajęła nam okolo 1,5 godziny. Byla 11 kiedy zaczęliśmy szukać miejsca do zaparkowania. Parking byl pelen  (płatny £3 za dzień). Nie pozostało nic innego jak uzyc pobocza, ale nie byliśmy w tym osamotnieni. Najwyraźniej to całkiem popularne miejsce.


Droga z parkingu prowadzi do toalet i malej informacji turystycznej. Tu zaczyna sie tez szlak na Lochnagar (Munro), no ale to nie my tym razem...





Podrzucamy dziecko pod opieke Pani Patrycji (perspektywa powrotu autokarem z kumplami byla nie do pobicia) a sami ruszamy na okolo jeziora, zaczynajac od jego prawego brzegu.


Na zakrecie maly "boathouse", czyli przechowalnia lodek. Sciezka tu staje sie szeroka i dobrze utrzymana, wygodna nawet dla wozka. Ten odcinek jeziora ogrodzony jest siatka. To ochrona przed panoszacymi sie wszedzie jeleniami. Wladze parku probuja pomoc naturze zregenerowac sie troche.


Nie spojrzalam na zegarek, ale mysle ze po okolo 30min dochodzimy do lasu, malego zagajnka wlasciwie. W glebi stoi Glas-allt Shiel House. To maly domek wybudowany na zyczenie krolowej Viktorii po smierci ksiecia Alberta. Przyjezdzala sobie tu jak juz miala dosc wielkiego zamku Balmoral. 



Omijamy domek z lewej strony i stroma sciezka wspinamy sie w gore, do wodospadu.


Odcinek jest krotki ale stromy, a sciezka waska, ale warto.



Po serii pamiatkowych zdjec (wielu) ruszylismy ta sama droga w dol. Tylko bez sapania i licznych postojow.


Na dole maly piknik i dalej w droge.
Tomek sprawdzal jak Tai Chi dziala w tej przestrzeni.




Drugi brzeg jeziora jest bardziej interesujacy. Na ta sciezke wozkiem juz nie da rady.




No i tak sobie idziemy i idziemy a tu stado jeleni...zaraz przy sciezce...


No i zatoczylismy kolo... Z wejsciem na wodospad to okolo 13km. Ladnie bylo.



















Komentarze

Popularne posty