W drogę! - dzień pierwszy - Glen Coe, Glenfinnan, Ratagan





Nieczesto zdarza się, zęby męska cześć mojej rodziny zniknęła z krajobrazu na jakiś czas.... Szczerze mówiąc chyba nigdy nas (mowie tu o żeńskiej części) to szczęście nie spotkało... A jednak! Nadszedł i ten dzień! Szkoła szkocka  zrobiła sobie wielkanocna przerwę na 2 tygodnie.  Polska szkoła Ice Candy School of Sport & Dance, w której Adam się trampolinuje, zorganizowała obóz sportowy - cale 5 dni!. Małżonek dostał niespodziewany kontrakt - Szetlandy - poleciał....
Co by tu porobić...? A może tak spakować się w dwie torby i pokazać córce mały kawałek Szkocji...? Jak powiedział tak zrobił... Dziecko musiało być już bardzo znudzone serialami na Netflix, bo nawet z chęcią na ta propozycje przystało. No to w drogę...

***

To trasa na dzień pierwszy.



Pierwszy przystanek to Templar's Park w Maryculter - baza skautowa, w której rozlokował się Oboz Sportowy. Tam porzucam dziecko  na pastwę Klementyny i spółki no i ruszamy w drogę. To pierwsza samotna (bez mamuśki) wyprawa mojego 8-latka, ale wiem, ze da sobie rade.

Początkowe 1.5h jest znajome, jednak to zupełnie inne uczucie, bo jadę i wiem ze za chwile zobaczę coś po raz pierwszy w życiu; i wiem, ze nie muszę się martwic o nic innego jak trzymanie oczu otwartych i pilnowanie żeby nie stawać przy każdej ładniejszej górce, bo to doprowadzi towarzysza podroży do szalu.

Pierwszy przystanek pt. "O, a co to?!" odbył się na wschodnim krańcu Loch Earn... bo takie coś nam się pokazało...


Google powiedziało, ze ten koleś jest częścią instalacji z 2013, zaprojektowana przez Roberta Mulholland, a zamówionej przez pobliski hotel "Four Seasons". Ma ponad 3m i zbudowany jest z setek małych lusterek. Zima 2015 i wiatry dochodzące do 110m/h zmasakrowały go trochę i musieli go ponaprawiać gdzieś w suchym doku, ale od tamtej pory stoi dzielnie na brzegu i jest powodem również naszego przystanku. ... jedziemy dalej.

Jak widać pogoda taka sobie, ale w tym kraju to nie jest powód do zmartwień. "Byle nie padało!"- to chyba najpopularniejsze powiedzonko, a wszyscy wiedza, ze codziennie trzeba być przygotowanym na wszystkie pory roku.


No własnie, tak jak powiedziałam. Po około godzinie jazdy wyszło słońce czego nie omieszkałam uwiecznić, Własnie minęłyśmy "The Green Welly Stop". Jak się później okazało - lokalne centrum sexu i biznesu jak również tankowalnia paliwa, co rzadkie w tym rejonie świata. Taka ciekawostka turystyczna: napisy w toaletach proszące aby nie wrzucac Pampersow i innych smieci do toalety, a raczej do smietnika, w dwoch jezykach: angielskim i chinskim....

Zbliżamy sie do doliny Glen Coe. Zrobiło się pusto. Bezdrzewnie. Co najwyżej jakies nasadzenia przeznaczone pod szybka wycinke. We wrzesniu pewnie jest tu wrzosowiskowo, teraz niestety wczesna wiosna - brazowo. Ale ma to swoj urok. Takie hektary bezludzia... moze jestem dziwna, ale az czuje plecak i buty wedrowkowe gotowe do drogi....kiedys....

Przejezdzamy przez miejscowosc Achallder. Znowu pada. Zwalniam, bo miescina i leje, i widze jakas zmoknieta kure na poboczu machajaca na okazje... Zatrzymujemy sie. Zuza zagaduje. Zmoknieta pokazuje mape gdzie chce dojechac. Zuza: "A Pani to nie z Polski czasem?" Okazalo sie, ze i owszem z Polski i to jeszcze z Gdanska i, ze nazywa sie Ania. A najciekawsze bylo to, ze Zuza rozpoznala krajana po charakterze pisma, nie po akcencie... :)

Ania chciała dojechać do miejsca gdzie kręcono jedna ze scen Sky Fall (James Bond). Zupełnie zapomniałam, ze to całkiem nie daleko. Dlaczego nie? Jedziemy. 






Zjezdzamy z A82 na Pd-Z. Droga jest bardzo waska, rozmiarem jednokierunkowej, z malymi zatoczkami co kawalek (passing place), pozwalajacymi na miniecie sie. Kto mieszka w Szkocji ten nie jest tym wielce zaskoczony. Po okolo 4km dojezdzamy. Ania (nasza autostopowiczka) - lepsza niz przewodnik, bezblednie lokalizuje miejsce. Zatrzymujemy sie tu na troche. Niestety nie za slonecznie, ale jest ... dobrze. 


... i wieje, ze leb urywa rowniez...


... no i nasza niezawodna Skodzina - poczciwina :)


Kiedy wszystko juz zostalo obfotografowane, a niezmordowany wiatr nie ustawal, postanowiłyśmy ruszyc dalej. Wrocilysmy do glownej trasy i dalej przed siebie. Droga wije sie u podnoza Bidean Nam Bian (1150m). Wyglada to naprawde imponujaco





W Ballachulish zostawiamy Anie, zyczac jej dobrej pogody i szerokiej drogi, a same ruszamy do Fort Williams. Chcialam pokazac Zuzi, gdzie zaczela sie nasza przygoda ze Szkocja. Zasugerowalam wspinaczke na Ben Nevis. Zostalo to skwitowane pustym smiechem. No coz, moze innym razem.

***
Fort William, rozczarowal mnie bardzo. Zapamietalam je jako zywe miasteczko, pelne malych, lokalnych sklepikow, pubow, turystow, wedrowcow i innych dziwakow... a bylo tak, ze zjadlysmy lunch, w malej artezyjskiej cafejce, przeszlysmy sie glowna ulica i ruszylysmy dalej, bez zalu. ......Prawdopodobnie dlatego, ze sezon turystyczny dopiero startowal...







Wcinamy ....




Znowu musiałyśmy zjechać z głównej trasy, no ale ominąć wiadukt z "Harrego Pottera"!? Nie wypada! Oficjalna nazwa to Glenfinnan Viaduct, a po przeciwnej stronie drogi Glenfinnan Monument z widokiem na przepiękny Loch Shiel. Jest parking, płatny ale obszerny i restauracja jak ktoś zgłodniały. A wygląda to tak....


Z parkingu wykreowano krotkie podejscie na lokalne wzgorze. Z tamtad roztacza sie cudowny widok... w sloncu pewnie jest jeszcze lepszy.





Wiatr nas wywiał, deszcz zmoczył, czas obrać kierunek na schronisko. ... a po drodze takie spotkanie... Bylo ich z pewnością coś ponad 20 sztuk... piękne, ogromne i takie....na miejscu, w przeciwieństwie do nas, ukrytych w świecących, metalowych puszkach; gapiących się z rozdziawionymi dziobami... :)


Okolo 19:30 dojechałyśmy do Ratagan i Scottish Youth Hostel... tu śpimy dziś





I widok z sypialni dla kobiet...


Zuza gotuje obiado- kolacje! Kto by pomyślał, ze potrafi!


A na recepcji, no jakże by inaczej, polska obsługa! Pomocna, mila i pełna lokalnych informacji. Jest tez mała lodówka z chłodnym, białym winem i piwem dla strudzonych wędrowców :) Koszt noclegu za nas dwie i śniadanie - £48. Lozka piętrowe, w pokoju wraz z 6 innymi dziewczynami. Sa tez prywatne pokoje, ale wszystkie były zajęte. Trzeba rezerwować wcześniej.
Dla spragnionych technologii darmowe Wi-Fi ale działa baaardzo wolno i tylko w Common Room (Pokoju Wspólnym). Calkiem klimatyczne miejsce z wygodnymi fotelami i ciekawymi ludźmi... przypadkowi przejezdni raczej tu nie docierają ... :)

Dobranoc!




















Komentarze

Popularne posty