Burn o'Vat, Muir of Dinnet - prosta, sobotnia wycieczka

No prosta, prosta, bo jak tylko wspomne o czyms bardziej skomplikowanym to zaraz znajduja wszyscy jakies przeszkody: ze daleko, ze dlugo, ze kiepska pogoda, ze wysoko, ze nozki beda bolaly... masakra! Kiedy probuje ignorowac te kretynskie argumenty, zaczynaja mne nazywac dyktatorem i rzucac hasla o braku demokracji. Zawsze chcialam mieszkac w gorach, a teraz kiedy mam je na wyciagniecie reki jest jeszcze trudniej do nich sie dostac.

***

Wycieczka wiec udala sie w kierunku Muir of Dinnet. "Muir" to szkockie solowo na "moorland" czyli "wrzosowiska"





To juz jest teren Parku Narodowego Caringorms. W dali widac wysokie gory, na ale my nie tam dzis.
Podjezdzamy na parking. Nie za duzy ale w sam raz, tak mysle. Zmieniamy buty na wedrowkowe i w droge. Trasa krotka, okrezna, na okolo godzine wraz z przystankami.

Pierwszy przystanek to budynek Visitor Centre. Maly, ale pelen informacji, eksponatow do dotkniecia, sa mapy terenu i lokalnych tras, jak i wielka 3D mapa na scianie .




Sciezka idzie dalej w kierunku toalet (czyste i przestronne - sprawdzone!), mija je po lewej stronie i biegnie dalej w gore malego strumienia. Przekracza go kilka razy.


Trasa jest bardzo dobrze utrzymana i malownicza. Motyli pelno wszedzie. Po krotkiej chwili dochodzimy do rozprutej skalnej formacji, z ktorej wyplywa strumien. Poziom wody jest maly (gdyz nie pada od 2 tygodni!!!) wiec wciskamy sie...


... a tam cos takiego...


Jak widac dzieciaki nie marnowaly czasu i wlazly od razu na gore... wlazlam i ja...
Tak to wyglada z tej strony. ... no ...tez mi sie podoba!


Nie moge sie oprzec i powiem ze to miejsce z punktu widzenia geologii to kociol erozyjny. Zaczal sie tworzyc pod koniec ostatniego zlodowacenia czyli jakies 16000 lat temu. Topniejaca woda plynela tedy ciagnac ze soba cala kupe wielkich i mniejszych kamieni. Na poczatku musialo tu istniec jedynie male zaglebienie terenu, w ktorym kamienie zostaly zablokowane, nie mogac przeplnac dalej przez male przejscie w skalach. Zaczely wiec krazyc jak wir w pralce, obijac sie o siebie i sciany zaglebienia, poglebiajac i powiekszajac go z kazda chwila. Lodowiec stopnial wreszcie. Zostawil po sobie ten kociol i maly strumien wyplywajacy z pobliskiego Culblean Hill (1,2km na wschod)
***
Troche tu posiedzielismy. Dzieciakom tak sie podobalo, ze nie chcialy sie ruszyc dalej, no ale w koncu wyrwalam. Zwlaszcza ze nadciagnela wielka ekipa ludzi. Chyba autokarem ich tu przywiezli!

Sciezka zaraz za wyjsciem skreca w lewo i pod gore (goreczke). Po krotkiej wspinaczce dochodzi do punktu widokowego



Ladnie. Widok rozciaga sie na wrzosowiska, las i dwa jeziora polodowcowe Loch Davan i Loch Kinord. Schodzimy na dol i dochodzimy po chwili do parkingu. Ku memu zdziwieniu dzieci stwierdzily, ze jeszcze nie chca wracac do domu. Przekraczamy wiec droge i wchodzimy na zolty szlak "Little Ord Trial"

Poczatek przez wrzosowiska i krzaki jagodowe. Muir of Dinnet to rezerwat i nie bylam pewna czy mozna konsumowac z krzakow, ale dzieci nie mialy watpliwosci.

Trasa latwa i przyjemna widokowo. Polowa przez las...


 polowa wzdloz Loch Kinord...




 ... a jako, ze zatarzamy kolo to poczatek i koniec wybitnie jagodowy.

Ta trasa jest zaprojektowana pod milosnikow lokalnej historii z perelka w postaci krzyza nalezacego do plemienia Piktow, wyrzezbionego okolo 1000 lat temu.


Przejscie tego szlaku zajelo nam troche ponad 2 godziny z uwagi na liczne przystanki nad jeziorem :) Woda przejrzysta. Pelno ptakow. Na lakach wazki i motyle.


Troche zmeczeni ale podobalo sie. 
Nareszcie jakis pozytywny odzew od moich ciezkich wedrownikow.














Komentarze

Popularne posty