Den of Finella - wodospad, wiadukt i kryminał sprzed 1000 lat

Kiedy, tak jak ja lubisz włóczyć się po okolicy i robisz to już od kilku lat, lokalne atrakcje nie wiele już mają do ukrycia. A jednak! Czasem zdarza się, całkiem przypadkiem wpaść na coś nowego. Przypadków nie ma, było więc tak, że "zaprzyjaźniłam" się na FB ze "Scottish Adventure" i ten szalony człowiek pokazał mi miejsce, obok którego przejeżdżałam pewnie już kilkanaście razy, ale nie miałam zupełnie pojęcia o jego egzystencji, a nazywa się Den of Finella.

Aby się tam dostać, trzeba wyruszyć drogą z Aberdeen do St. Cyrus i jadąc A92 zatrzymać się na moście około 1,5km przed St Cyrus. (na koniec dołączę mapę). Jest miejsce tylko na jakieś 2-3 samochody. Tu zakładamy porządne buty, nie jakieś trampeczki, bo grozi nam ślizg płaski wprost w przepaść, i idziemy. Za mostem ścieżką w lewo.


Ścieżka po chwili rozgałęzia się. W lewo - tunel pod mostem, na drugą stronę. Daleko się nie zajdzie, trzeba wrócić i iść w prawo.



Po jakichś 20 m, ukazuje się wątła, stroma ścieżka w lewo. I tam schodzimy. Jest naprawdę stromo i chyba zawsze ślisko. To specyfika tego miejsca, wiecznie wilgotny, kawałek szkockiej dżungli. Ktoś zamontował prymitywne liny, które bardzo ułatwiają zejście. Idziemy więc i my.



I co? Nieźle?


Miejsce jest niesamowite. Można zejść jeszcze jeden taras niżej, ale nie odważyliśmy się, bo pokonać trzeba pionową, ponad 2 m ściankę, więc może latem, jak trochę się tu wszystko podsuszy.
Zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć. Żadne nie oddaje piękna tego miejsca, które na szczęście nie jest dostępne dla wszystkich. Nie widziałam więc, ani butelek po Coli, ani resztek grilla z Tesco. Za to niesamowitą ilość zieloności i śpiewających ptaków. Wodospad ma około 20 m i wpada do głębokiej misy, aby następnie przelać się do drugiej, już płytszej i płynie sobie dalej, aby po około 200 m wpaść do morza.
To zdjęcie z moim dziobem, bo chyba jedyne z jako takim kolorem zieloności.


Nazwę swoją miejsce to zawdzięcza historii sprzed ponad 1000 lat. Kobieta, której król szkocki Kenneth, zabił syna, postanowiła się zemścić. Zaprosiła go do swojej posiadłości, przyszykowała zasadzkę i ustrzeliła jegomościa z łuku. Ludzie króla rozpoczęli pościg. Kobieta w desperacji wskoczyła do wodospadu i tyle ją widzieli. Ciała nigdy nie odnaleziono, a słuchy chodziły, że przeżyła i rozpoczęła nowe życie w Irlandii. W każdym razie od tamtej pory (995 r) zaczęto nazywać to miejsce Den of Finnella od imienia odważnej, zdesperowanej kobiety. Jeśli ktoś ma ochotę poczytać całą historię Finnelli, córki Mormaera z Angus to zapraszam tu po więcej.

Tak mnie to miejsce zafascynowało, że nawet krótkie video nakręciłam, co u mnie, zwolenniczki obrazów typu zdjęcie, należy do rzadkości. Mam nadzieję, że będzie działać.




A my tymczasem wdrapujemy się z powrotem na górę, bo jeszcze jest coś do zobaczenia. Wiadukt.
I znowu, zrobiłam mnóstwo zdjęć. Czy któreś oddaje jego ogrom? Żadne. Musicie mi więc uwierzyć na słowo. Ta mała niebieska kropka to Adam. Ja stoję na brzegu wąwozu i próbuję coś ogarnąć aparatem z telefonu (wiem masakra!), bo mój zaprawiony w bojach Pentax się popsuł 😭😢😭 .


Jeśli ktoś był na moście w Stańczykach, to powiem tylko, że ten wznosi się o 4 metry wyżej (chociaż chyba sama struktura jest niższa)
Wybudowano go w 1865r, aby ułatwić okolicznym rolnikom i rybakom dostęp do głównej sieci kolejowej. Oni jednak z uporem dowozili towary w głąb kraju z wykorzystaniem wszelkich pojazdów drogowych. Linia była nierentowna. Ostatni wagonik pasażerski przemknął tędy w październiku 1951, a ostatecznie linię zamknięto w maju 1966r.


 Teraz wiadukt zarasta chaszczami, chociaż ponoć jest częścią krajowej sieci rowerowej, co właśnie mój syn uprzejmie prezentuje (chaszcze znaczy, nie rowery).



Dobra zgłodnieliśmy. Jedziemy na lunch w kolejne super miejsce, które odkryłam przypadkiem kilka lat temu. Nazywa się Clatterin Brig. (pokażę na mapie na końcu). Miejsce piękne, jedzenie dobre, w weekendy kupa ludzi, więc warto zarezerwować. My liczyliśmy na łut szczęścia. Na głównej sali nie było pełno, ale mała, boczna salka przyjęła nas. A kawka i deser na świeżym powietrzu. 
O tak tam ładnie!




Powrót do domu trasą widokową przez Old Military Road.



Czasami warto nadrobić trochę drogi.

Pozdrawiam!







Komentarze

Popularne posty