West Highland Way - Kingshouse do Kinlochleven - czerwiec 2024
To był weekend czerwcowy. Moja siostra- Małgorzata wraz z kumpelkami z Polski postanowiły przejść West Highland Way w poszukiwaniu pięknych krajobrazów i siebie.
WHW to chyba najpopularniejsza długodystansowa trasa w Szkocji. Razem do przejścia są 154km, z Milnagavie (przedmieścia Glasgow) do Fort William u stóp Ben Nevis (najwyższej góry w UK).
Ja jestem tą szczęsciarą/ pechowcem, który pracuje w edukacji i nie może wziąć sobie urlopu kiedy chce. Mogłam dołączyć do dziewczyn tylko na jeden fragment trasy. I o tym właśnie chcę opowiedzieć.
Wyjechałam prosto z pracy w piątek po południu. Dotarcie do Kingshouse zajęło mi 3 godziny. Dziewczyny znalazły malutkie pole namiotowe będące częścią Glencoe Mountain Resort. W zimę można tu pośmigać na nartach, no a w lato - przenocować. Poza nami było tylko kilka namiotów. Można też sobie wynająć budkę drewnianą i poczuć się jak mały hobbit. My zostałyśmy przy namiotach. Na miejscu jest spora kawiarnia z dużym wyborem lokalnego piwa, ginu no i coś do jedzenia też się znajdzie.
Wieczór był przepiękny. Pogadałyśmy, pojadłyśmy i popiłyśmy trochę, ale z rozsądkiem, bo rano pobudka.
Poranek był chłodny. Może to i czerwiec, ale w szkockich górach lato to nie spacer po hawajskiej plaży. Kawka, parówka, jajko i w drogę. Opatulone dość grubo. Do przejścia miałyśmy około 16km i był to najwyższy odcinek całej trasy.
Pierwszy przystanek prawie zaraz za rogiem - Blackrock Cottage. Chyba najbardziej obfotografowana chata w całych Highlands. Obecnie w posiadaniu Kobiecego Klubu Wspinaczkowego. (Ladies Scottish Climbing Club), ale nie do wynajęcia. Stoi sobie na tle Buachaille Etive Mor i po prostu zmusza do kolejnego zdjęcia. Pogoda zaczęła się pogarszać, ale i tak chatka wygląda słodko na tle gór w chmurach.
Kolejny przystanek wydarzył się 20min póżniej, kiedy dotarłyśmy do Kingshouse Hotel. To była perfekcyjna okazja na drugą poranną kawę, zwłaszcza, że następna szansa miała się pojawić dopiero po południu. Hotel jest położony pięknie, u wejścia w dolinę Etive i przy samej WHW. Trzeba mieć jednak dośc spory budżet, żeby tu przenocować. Pokój dla 2 osób w czerwcu to około £300, ale ze śniadaniem! Bardziej przyjazna wersja noclegu w "Bunkhouse" - coś jak nocleg w schronisku, kosztuje £54 od osoby ze śniadaniem.
Poza "wypasioną" częścią hotelową, działa również coś w rodzaju przyhotelowej pubu/kawiarni, dla ludzi w brudnych butach, no i tam właśnie na kawkę się udałyśmy. I tak było na bogato :)
No ale! Komu w drogę temu wrotki, jak to mawiają. Zaczęło padać, więc odziałyśmy się przeciwdeszczowo i na przód.
Mimo deszczu, dla mnie było jak zwykle. Nie wiadomo na czym wzrok skupić - w górach wszystko co kocham! I nawet moja buszująca w trawie siostra.
I tak sobie tupiemy, mijając po drodze kolejną ikonę i gwiazdę Instagrama - Lagangarbh Cottage. Orginalnie był to domek pasterski. Po wojnie (tej drugiej wielkiej), chatka została przejęta przez National Trust of Scotland, a zarządzana jest przez Szkocki Klub Alpinistyczny. Można ją sobie wynająć . Link tutaj, ale tylko jeśli należysz do jakiegoś klubu wspinaczkowego.
Idziemy dalej. To będzie najtrudniejsza część dzisiejszego dnia, bo do pokonania The Devil's Staircase (Diabelskie schody) - 200m w górę na odcinku 1km. Niby nie wiele, ale jak targasz ze sobą na plecach cały dobytek, to jest trochę sapania. Ale znowu pięknie!
Po pokonaniu przełęczy, to już włąściwie tylko z górki. Widoki nad widoki praktycznie za każdym rogiem. Wciąż pochmurnie, ale ciepło i przestało padać także same pozytywy.
Idziemy sobie i rozkminiamy razem życie. Takie wędrówki to świetna okazja by pobyć szczerym ze sobą... tak dla odmiany. A poza tym nie widziałyśmy się już dośc długo, więc było co nadrobić.
I tak sobie idąc nieśpiesznie, po około 15 po południu dotarłyśmy do Kinlochleven, który jak nazwa wskazuje jest położone na skraju Loch Leven. Nocleg można znależć w Blackwater Hostel & Campsite, albo MacDonald Hotel & Cabins. Dziewczyny oganęły miłą budkę w Hotelu - £60 dla 3 osób (no my wcisnęłyśmy tam 4!). Hotel swoje lata świetności ma za sobą, ale budki są nowe i jest pub na miejscu więc wszystko co trzeba.
No i widok też ma.
Pod wieczór wybrałyśmy się pochodzić po miasteczku, no a że małe jest to wylądowałyśmy w kolejnym pubie, bo wiadomo, że wszystkie drogi prowadzą do...
To była fajna wędrówka, chociaż taka krótka jak dla mnie. Następnego dnia, złąpałam lokalny PKS i wróciłąm do Glencoe Resort po samochód i z powrotem do Aberdeen.
Plany na zrobienie całego West Highland Way już są!
Komentarze