Forvie Sands

No i po wakacjach. Nieunikniony powrot do aberdynskiej rzeczywistosci. Pogoda wciaz nas rozpieszcza, ale cos nie mozemy sie porzadnie zebrac i ruszyc w nature. Poza tym jakos nam sie weekend skurczyl, bo wiecej pracy i zajecia Zuzy na basenie.... ciezko bedzie w tym roku...

Nie chcac zbytnio oddalac sie od wakacji, wybralismy nadmorska wycieczke do Forvie Sands. To okolo 14 mil na polnoc od Aberdeen, wzdloz wybrzeza.
Tu taka dygresja: zdjecia z tej wycieczki robione sa telefonem komorkowym, wiec jakosc nie najlepsza, a to dzieki memu malzonkowi, ktory upuscil plecak z aparatem i sprawil, ze zadne zdjecie nie wychodzilo ostre... gdyby wzrok potrafil zabijac bylabym juz wdowa... aparat juz naprawiony, a Tomasz wciaz cieszy sie zdrowiem.

To rezerwat przyrody, przez ktory biegna dwie trasy: jedna przez wrzosowisko, druga przez wydmy. Wybralismy piaskowa.
 Zaczelismy od postoju na rzezbionej laweczce


A pozniej juz prosto przez wrzosy...

 
... laki...

... i piachy...


 Akurat poziom wody byl w najwyzszym punkcie, wiec ujcie rzeki wygladalo bardzo imponujaco.


Troche mi to wszystko przypominalo ruchome piachy w Lebie... taka miniaturka, no ale ja zawsze szukam jakichs podobienstw, wiec to wcale nie musi byc prawda :)




No i doszlismy do morza. Cieplo bylo, ale jak to zwykle na koncu swiata... wialo jakby sie ktos powiesil (jak mawia moja babcia). Schowalismy sie wiec na wydmie, zjedlismy lunch, dzieci pogrzebaly w piachu i ruszylismy z powrotem ta sama droga. Mozna zrobic kolko, ale jakos nikomu sie nie chcialo.


Miejsce godne polecenia na mala, niezobowiazujaca wycieczke.

Komentarze

Popularne posty