Wakacje 2019 - Balmoral Cairns
Tak sobie siedzę w czeluściach mojego wielkiego ogrodu i niby jednym okiem czytam, ale drugim już kombinuję gdzieżby tu dziś pojechać. Zastanawiam się również czy Adam zdążył już zapomnieć o fiasku ostatniej wycieczki, czy wybaczył mi i w związku z tym, czy jest gotowy na nowe niepowodzenia... 😂😂😂 Adaaaaaaam!!!!
Co prawda mentalnie nie był gotowy, ale perspektywa nabycia nowej figurki do Warhammer przekonała go szybko (ja to potrafię wychowywać dzieci!).
Jedziemy odwiedzić Elżbietę. Elżbieta króluje Wielkiej Brytanii, a niedaleko nas ma sobie letnią posiadłość, w której zwykle bywa w sierpniu.
Za £12 od człowieka, można zwiedzić jej salę balową i odbyć spacer po ogródku. Za darmo natomiast, można sobie pochodzić po jej hektarach. Wybieramy bramkę numer 2, bo czy ja naprawdę potrzebuję płacić za obejrzenie czyjejś chaty i to właściwie tylko jednego pokoju?
Posiadłość leży 47 mil na zachód od Aberdeen. Najszybsza droga to A93 do miejscowości Crathie. Tu jest spory parking, informacja turystyczna i toalety. Tu przekraczamy rzekę Dee.
Zgodnie ze wskazówkami Walking Highlands, za mostem skręcamy w lewo (w prawo na pokoje) i idziemy około 500m. Na rozgałęzieniu drogi wybieramy w prawo i za chwilę znowu w prawo (w lewo jest do destylarni) przekraczając mały, kamienny mostek. Zaraz za mostkiem w lewo. Idziemy teraz drogą, po bokach mijając urokliwe domki. Po około 500m dochodzimy do drewnianej bramy, przekraczamy ją i prawie natychmiast skręcamy w prawo zdobywając kolejną bramę.
Leśną ścieżką w dół, po prawej mijamy ostatni domek z widokiem na dolinę.
Na rozwidleniu skręcamy ostro w lewo (jak mawia moja nawigacja) i idziemy lasem wzdłuż wąwozu. Po około 400 m przechodzimy przez most i w prawo.
Około 30 m za mostem po lewej, znajdujemy wątłą ścieżkę (którą łatwo przeoczyć) i dochodzimy do pierwszego kopca. Kopiec księżniczki Heleny. Dwa zdjęcia, trzy oddechy i wracamy na główną ścieżkę.
Po chwili (nie wiem, jakieś 300, 400 m) kolejny kopiec. Tym razem księżniczki Louise. Zdjęcie, widok do podziwiania i powrót do głównej ścieżki.
I tu niespodzianka... Zauważyłam, że nie mam zasięgu sieci, że Google mapa mi nie działa, a na mapę papierową, którą mam ze sobą nie naniosłam trasy dzisiejszej wycieczki. Brawo Joanna! Tak to jest, jak idzie się na leniwca i polega na technologii.
Na szczęście na razie wciąż jedna droga. Po chwili dochodzimy do kopca ułożonego w 1852, aby upamiętnić że Viktoria i Albert kupili sobie chatę Balmoral. Co oni mają z tymi kamieniami...?
No w każdym razie widok tu niesamowity, więc mały postój w celu podładowania baterii.
Dziecku nawet się podoba. Zwłaszcza, że na lunch jest zupa pulpetowa. Ostatnio na nasze wędrówki zaczęłam w termosie nosić treściwą zupę. Spotyka się to ze znacznie większą aprobatą niż jakieś krzywe kanapki.
Dolina rzeki Dee.
Wracamy na główną ścieżkę i dochodzimy do rozwidlenia. Wybieramy w prawo. Wybór okazuje się trafny, bo dochodzimy do kolejnego kopca, z którego roztacza się widok na zamek Balmoral.
Widok znowu imponujący. Co dalej? Mapy wciąż nie działają. Wracamy do głównej ścieżki i w dół. No i to był błąd. Należało cofnąć się do poprzedniego rozgałęzienia i pójść w lewo. Tak się nie stało.
Idziemy więc drogą przez las, która to lekko ale wyczuwalnie skręcała w prawo. Po jakimś czasie (nie wiem ile) dochodzimy do pomnika, który zdecydowanie nie był na mojej dzisiejszej liście osobliwości. Okazuje się, że to statua służącego królowej Victorii - Johna Browna. Służącego, który z dużą dozą prawdopodobieństwa stał się jej mężem (po śmierci Alberta). Nie ma na to bezpośrednich dowodów, a to za sprawą Edwarda VII, który starał się wymazać wszystko co związane z Brownem, dokumenty, pamiątki, zdjęcia... pozostały jednak pośrednie dowody i tu odsyłam do Undiscovered Scotland po więcej informacji.
A my tak idąc sobie nieśpiesznie, dochodzimy do początku wycieczki przy drewnianej bramie. Przez moją pomyłkę i brak lokalizacji na mapie, nie znaleźliśmy najważniejszego: piramidy księcia Alberta! No nic. Wycieczka podobała nam się na tyle, że pewnie jeszcze tu wrócimy. Ale teraz raźnym krokiem do domu.
Jeszcze tylko krótkie zejście z trasy, żeby zobaczyć ten mały mostek nad Dee i już prosto do domu.
Policjanty pilnują dzień i noc.
Jeszcze tylko jedno. Odkrycie z trasy drogi powrotnej. Na skrzyżowaniu drogi A93 z A97 w miejscowości Dinnet stoi taki niepozorny domek. A w nim skarbnica wszystkiego. Dla jednego będą to antyki, dla innego starocie, ale z pewnością warto wejść i pobuszować po półkach jak również porozmawiać z przesympatycznym właścicielem.
Na koniec mapa, gdyby ktoś chciał popełnić nasze błędy.
Zółta - nasza trasa
Niebieska - odcinek, który nam umknął
Czerwone - kopce, które znaleźliśmy
Trójkat - niezdobyta piramida
Zielona odnoga - droga do białego mostku/ kładki przez Dee
Mimo błędów i wypaczeń było fajnie.
Pozdrawiam!
Komentarze