Wakacje 2019 - Dunecht i Barmekin Hill

Nie wszystkie wędrówki zawsze są udane. Raz na jakiś czas trafia się taka, z której chce się wyciągnąć wnioski na przyszłość i szybko o niej zapomnieć. Zaliczone i więcej tam już nie pójdę.
***
Ostatnio staram się odkrywać niedalekie, lokalne miejsca warte zobaczenia. Raz, że nie chce mi się jeździć, a dwa, że cudze chwalicie swego nie znacie. No to zachciało mi się poznać lokalną trasę prowadzącą przez posiadłość Dunecht na wzgórze Barmekin i z powrotem Dunecht. Takie kółko. Trochę ponad 11 km. Trasę znalazłam jak zwykle na Walking Highlands. Rzuciłam na nią okiem. Prosta, nie za długa, jedziemy.

Parkujemy w Dunecht tuż przed bramą do posiadłości. Zmiana butów i idziemy. Przez bramę...


A potem całkiem przyjemną drogą wśród starych drzew.


I szło się na tyle miło, że przegapiłam skręt w prawo. Powinniśmy skręcić i przejść między dwoma domkami, drogą prowadzącą w głąb posiadłości. Ta pomyłka kosztowała nas ponad kilometr w nogach, bo kiedy już się zorientowałam, że coś jest nie tak , to nie warto było wracać, tylko pójść inną drogą. Na szczęście było ładnie.


Krowy jak zwykle gapiły się podejrzliwie.


I taki domek jak z bajki po drodze...


Tu wreszcie dochodzimy do naszej oryginalnej trasy, przy Policy Lodge skręcamy w lewo.


Po prawej, w dali widać Dom Dunecht...


I jeziorko Policy, nad którym przysiadamy na chwilę, żeby nacieszyć się widokiem 


Zaraz za jeziorem droga skręca w prawo i po chwili jeszcze raz w prawo, prosto przez las. I kiedy po raz setny dziecko moje zadaje mi pytanie "Po co tu idziemy?" ukazuje się oczom naszym sarenka.


Trochę to trwało, ale opuszczamy wreszcie posiadłość Dunecht i idziemy sobie lokalną drogą podziwiając widoki po lewej.




Myślę, że po około 1,5 godziny od bramy dochodzimy w końcu do drogi B977. Skręcamy w prawo, idziemy poboczem około 100 m i skręcamy w lewo, w polną drogę ze znakiem "Osprey Systems"


Idzie się miło, a im wyżej tym widok dookoła lepszy.

Na rozwidleniu dróg w prawo i zaraz znów w prawo, przez metalową bramę, wątłą ścieżką w górę.


Wątła ścieżka, po chwili staje się prawie niewidoczna wśród wysokich paproci i kujących krzunów. Momentami widzę tylko czubek głowy Adama i na odległość czuję, iż będzie mi dozgonnie wdzięczny za te dzisiejsze doznania.


W kilku miejscach są przerzedzenia i szansa, żeby odwrócić się i popatrzeć na świat znad paproci. Jest naprawdę ładnie. Daleko widać kładące się wzgórza i płynące pola ze zbożem.


Na ostatnim odcinku krzuny i paprocie ustępują pola wrzosowisku, ale też niczego sobie wysokością, co najmniej do kolan. W końcu, spoceni i wkurzeni ( ja, że nie poczytałam dokładnie opisu wycieczki, bo nie jestem miłośnikiem dżungli amazońskiej, Adam, że zgodził się na kolejną fanaberię matki i teraz cierpi) docieramy na górę, do pozostałości fortu, którego wiek ocenia się na pierwsze tysiąclecie przed naszą erą. 


Widok z góry jest imponujący. Zdjęcie niestety nie oddaje tego. Można zrozumieć dlaczego nasi przodkowie (ci z epoki brązu) usadowili fort na tak nie wysokim wzgórzu. Tu więcej informacji na temat Barmekin Hillfort.
Znalezienie ścieżki w dół okazało się wyczynem jeszcze większym. Była prawie niewidoczna i rzeczywiście w końcu straciłam ją. Także intuicja i do przodu.


No i udało się, wychodzimy prosto na bramkę. Za bramką zdrowy rozsądek i mapa podpowiada żeby skręcić w prawo, ale nie. Trzeba iść prosto dalej prawie nie widoczną ścieżką.


Dochodzimy do wieżyczki obserwacyjnej. Tu postój na wyrzucenie kleszczy ze skarpet (tego cholerstwa nie lubię, a przeprawa przez paprocie gwarantuje niezły zbiór). Dalej wciąż prosto, chociaż nic na to nie wskazuje.


O taka, to droga.


Na szczęście robi się za jakiś czas bardziej sensowna i po około 15 minutach dochodzimy do cywilizacji.


Tu jeszcze jedno trzepanie z kleszczy i już prosto do przodu ku Dunecht.



Dochodzimy znowu do B977 i przekraczamy ją na wprost. Znów jesteśmy na terenie majątku Dunecht. 


Teraz już trzymam się mapy, zwłaszcza, że nie ma żadnych niespodziewanych zwrotów akcji. 
No może poza tym małym ostrzeżeniem.


Tym razem widoki po prawej są całkiem niezłe.






Zaraz za byłymi stajniami w lewo i do domu.



Generalnie poza tymi cholernymi paprociami i stadem kleszczy to było fajnie. Zmęczyliśmy się, pokonaliśmy prawie 15 km na nogach, nie zgubiliśmy się, chociaż mieliśmy do tego prawo... niemniej jednak już tam włazić więcej nie będę.

Gdyby ktoś jednak miał ochotę na tą wyprawę, to narysowałam mapę naszej trasy, a czerwonymi kreskami zaznaczyłam gdzie znaleźć te dwie bramy. Powodzenia.






Komentarze

Popularne posty