Druga dawka ambrozji

 Kolejny wtorek minął. Tym razem bez większych przygód. Zameldowałam się rano na oddziale, podłączyli wszystko i powoli, bardzo powoli zaczęli wpuszczać miksturę, mając na uwadze moją reakcję z zeszłego tygodnia. No i idąc tym tempem, jak mnie podłączyli o 9 tak skończyli o 15, ale tym razem wszystko poszło gładko. 

Dotarłam do domu i poszłam spać. Siedzenie w szpitalu na tyłku wykończyło mnie trochę. Obudziłam się z lekko podwyższoną temperaturą i tak mi została całą noc. Mając na uwadze jak szpital panikuje z tą gorączką, w środę rano zadzwoniłam do pracy, że nic z tego, że zostaję w domu, tak na wszelki wypadek (zwłaszcza, że za oknem lało i nie zanosiło się na poprawę okoliczności przyrody). 

Środa minęła mi na kiszeniu, ogórków, gotowaniu gulaszu, czytaniu i spaniu. Po południu temperatura zginęła i wszystko było jak być miało. Dziś pierwszy dzień w przedszkolu po wakacjach. Fajnie było bawić się znowu z dzieciakami, chociaż głównie spędziliśmy czas na wyrywaniu chwastów z zarośniętych grządek i kwietników, ale wszyscy to nawet lubią. No i co, życie powoli wraca do normalności. 

I jeszcze na koniec mam dobrą wiadomość. 1 września lecę do Polski na 10 dni na Domy Zdrowienia. W dużym skrócie można powiedzieć, że mają mi tam pomóc, pokierować, abym mogła uleczyć swoją duszę, a w konsekwencji ciało. Wiem, że dla niektórych to takie czary-mary (na przykład dla mojej mamy 😁), ale ja jestem przekonana, że muszę o to zadbać w pierwszej kolejności. I taki oryginalnie był plan, ale choroba przyspieszyła, a "Domów" się nie dało. No więc lecę za tydzień i wrócę jak nowonarodzona 💚

A w ramach ciekawostek tak wygląda pozycja i miejsce do pobierania mikstur. Mam nadzieję, że ten Pan się nie obrazi, że wykorzystałam jego wizerunek. 



Komentarze

Popularne posty