Mayar & Driesh - pierwsza majowa wspinaczka 2023

 

1 Maj! Święto pracy. Postanowiłam to uczcić wspinając się na dwa sąsiadujące ze sobą Munro: Mayar i Driesh. Już raz podejmowałam tą próbę, w październiku 2023, z moim dziewczętami - relacja z wycieczki o tu. Pogoda wtedy była taka, że normalnie z domu się nie chce wychodzić. My na Mayar wlazłyśmy, ale Driesh trzeba było sobie odpuścić. No i teraz nadszedł czas aby to nadrobić.
Sama sobie idę. Tak się zadziało, że nikt nie mógł, nie chciał, krowy trzeba było wydoić, a żyrafy nakarmić. No i może to dobrze.
Trasę zaczynam w Glen Doll (najpierw przejeżdżając przez piękną Glen Clova). Z Aberdeen to koło 1.5 godziny jazdy samochodem. Parking duży, płatny £3, a parkomat pobiera tylko gotówkę, więc się przygotuj. Zmiana butów i start. Późno już jest, bo zaspałam.😊 Ruszam o 11.

Glen Doll zniszczony mocno przez huragan Arwen. Porządkowanie lasów, naprawa tras wciąż w toku. 



Po około 45 minutach od wyjścia z parkingu wychodzę na przepiękny polodowcowy cyrk - Corrie of Fee. Mogę śmiało powiedzieć, że to chyba najpiękniejsza część tej trasy. Jestem tu już 5 raz i wciąż mnie tak samo zachwyca. 



Szlak dalej biegnie na wprost, w stronę wodospadu przez pole brązowych ściętych stożków. 
Te brązowe pagórki to kemy. Zbudowane z pasku i żwiru, zostawione przez cofający się lodowiec. 



Po wyjściu na skraj cyrku, zaczynam drogę przez płaskowyż. Ścieżka rozjechana, miejscami podmokła. Po drodze spotkałam kilku wędrujących, ale większość kończyła na wodospadzie. Generalnie więc, od tego momentu ja i góry.


No i jest. Mayar i widok z niego. Miło, cieplutko. Wciąż żadnych ludzi.



Krótki odpoczynek i ruszam przez płaskowyż w stronę Driesh. Ścieżka mało widoczna. Przy kiepskiej pogodzie, pewnie łatwo ją zgubić.


Po około 15 minutach marszu dochodzę do rozstajnych dróg i wybieram ścieżkę w prawo.

Tu spotykam pierwszego wspinacza. Schodził właściwie. Powiedział mi, że na górze piździ i generalnie gówno widać, bo szczyt jest wypłaszczony i rozwlekły. Jak się później okazało, nie był daleki od prawdy.


Po chwili wytchnienia na płaskowyżu, znowu wspinaczka. Sporo kamieni, a bliżej szczytu ścieżka właściwie niknie. Ale w zamian mam tęczę!


Szczyt Driesh jest trochę nudny (napotkany Pan miał rację). Jak wielka buła, albo cycek, a ty siedzisz na jego środku otoczony kamieniami, bo piździ jak w Kieleckiem. Widoki więc dalekie, albo przez lornetę.



Ta ścieżka po prawej to moje zejście w dolinę. Prowadzi skrajem stromego zbocza, nie dla ludzi z lękiem wysokości. To część trasy Kilbo. Wąsko, kamieniście, ale prosto do domu.


A tęcza wciąż tu na mnie czekała.


No i z powrotem na parkingu. Trochę ponad 17km i 5 godzin wędrowania. Różnica wysokości to 835m. Mimo, że Driesh nudny, to cała trasa naprawdę przyjemna. I to poczucie osiągnięcia czegoś - bezcenne. Lubię sama chodzić.
Pozdrawiam!













Komentarze

Popularne posty