Assynt (3) - Eas a'Chual Aluinn - najwyższy wodospad w Wielkiej Brytanii

 Assynt

Eas a'Chual Aluinn - najwyższy wodospad w Wielkiej Brytanii

Tą trasę znalazłam przypadkowo. To dziwne, ale nie jest opisana na żadnych popularnych stronach wędrówkowych. Nie jest też zupełnie oznakowana. Trzeba było więc odświeżyć swoje umiejętności nawigacyjne, mapa pod pachę i w drogę.

Startujemy z parkingu przy trasie A894, mając po prawej stronie Loch na Gainmhich. Już widok z parkingu na pustkowie Assyntu jest niczego sobie. 


Z parkingu dochodzimy na północny kraniec jeziora, który jest jednocześnie szczytem wodospadu Alt Chranadidh (Płacząca Wodowa) i tu musimy przekroczyć tą wodę. Ułożona jest coś a la kładka z kamieni, ale po deszczach może być trudno pokonać to suchą stopą.


...ale w sumie suchych stóp nie ma się co tu spodziewać. Po tej krótkiej przeprawie posuwamy się dalej wzdłuż jeziora, trawiastą, wątłą, miejscami nieistniejącą ścieżynką, która notorycznie zalewana jest przez wodę spływającą po zboczu. 


Mgliście jest, ale ciepło. Pasmo Quinag prawie niewidoczne.


Krajobraz o taki całą drogę praktycznie. Wapienne kamienie, porozciągane wszędzie przez lodowiec. Ma to swój klimat.



 Z tej strony tak naprawdę ciężko jest zobaczyć ten wodospad, bo dochodzi się do jego szczytu, a właściwie nawet nie, bo wciąż jest przysłonięty klifem. Trzeba się dobrze wychylić żeby go zobaczyć i nie spaść. My o tym nie wiedzieliśmy i za ten sławny wodospad wzięliśmy inny leżący po przeciwnej stronie doliny. No cóż, też ładny. 


Za to widok na Loch Beag jest wspaniały. 
Później okazało się, że jest jeszcze jedno dojście, z prawej strony wodospadu, no ale generalnie to najlepiej mieć drona albo łódkę.


Lunch, kawałek czekoladki na pocieszenie, zwłaszcza istotne dla Adama, bo on wciąż nie czai po co ja go ciągam po tych górach. Czekoladka pomaga zrozumieć.


A na pocieszenie wyszło słońce, mgła ustąpiła i w drodze powrotnej zobaczyliśmy Quainag, na który jest plan aby wejść innego dnia.


Cała trasa to 10km, po podmokłym w dużej części terenie. Nie ma żadnych oznaczeń. Przy kiepskiej pogodzie, ostatni odcinek trasy może być trudny do znalezienia. Nam zajęło wszystko 3 godziny. A wodospad jak to wodospad, wciąż spada i to z wysokości 200m.





Głodni i mokrzy postanowiliśmy się nagrodzić i zajechać do Lochinver Larder i spróbować ich słynnych pasztecików. "Paszteciki" to nie adekwatne tłumaczenie angielskiego słowa "pies". To raczej wielki pasztet, czy pieróg z ciasta kruchego wypełniony nadzieniem. No i nie powiem, dobre robią te pierogi :) Oszczędzę wam zdjęcia z procesu konsumpcji. U góry link dla chętnych.
Najedzeni i napici (kawka też była i pieróg z rabarbarem i truskawkami) powróciliśmy do pięknego Achmelvich i każdy zajął się tym co go kręci. Adam malowanie, ja czytanie, a Tomek poszedł spać.


 ... cdn.



Komentarze

Popularne posty