Oxen Craig

Parafrazujac klasyka: Przepraszam, ze w zeszlym tygodniu nic nie mowilam, ale bylam chora i mam na to zaswiadczenie.
A tak serio to moj baaaardzo powolny internet zwolnil sie do tego stopnia, ze sie nie poruszal. No ale dzis odzyskalam pelna moc, gdyz BT zlitowalo sie i podlaczylo broadband, wiec teraz normalnie chyba sie nie oderwe od laptopa.
Zeszly tydzien obfitowal we wrazenia meteorologiczne tego typu:


bbc.co.uk

To bylo we wtorek. A w srode jakby nigdy nic slonce, jesien, pieknie.
W niedziele wyruszylismy wiec znowu w gory(ki), na ostatni podboj pasma Bennachie. To ostatnia wyprawa w ten rejon, bo wdrapalismy sie juz wszedzie.

Zaparkowalismy na Back o'Bennachie i z tamtad ruszylismy brazowym szlakiem. Bylo tu o wiele mniej tloczno niz na poprzednich dwoch punktach poczatkowych (Bennachie Donview i Bennachie Visitor Centre). Doslownie kilka samochodow na parkingu chociaz bylo juz dosc pozno jak na rozpoczynanie wycieczki (jakos mamy klopoty z porannym wstawaniem w niedziele :) ),


Szlak jak zwykle najpierw wiodl przez las. Tym razem jednak w gore prowadzil nas strumien, wiec roslinnosc byla bardziej "podmokla".


Wyjscie z lasu i ostro w prawo do pozostalosci po malym kamieniolomie.


I dalej sciezka w gore na najwyzsze wzniesienie w pasmie Oxen Craig


A tu juz na szczycie. Jak zwykle wialo, jakby nie mialo byc jutra, ale widok.... to na Grampiany jesli sie nie myle 

A to na wschod i Mither Tap.


Na szczycie jest maly schron ulozony z kamieni i w pelni to docenilismy.



Dalej szlak wiedzie prosto na wschod w strone Mither Tap, ale bylismy tam w zeszlym tygodniu, dzieci juz sie umeczyly, wiec skrotem w lewo na Craigshannoch.

Na gorze oczywiscie wialo, co widac na zalaczonym obrazku, wiec szybko uciekalismy z tamtad w doline.


Glus padal ze zmeczenia, na szczescie sline, meskie ramiona mamy jak zwykle uratowaly sytuacje. Dobrze, ze bylo z gorki.


Krotkie rozprostowanie i dalej w droge.


To rzadka chwila, kiedy Adam daje sie przytulic swojej starszej siostrze, musial byc mocno zmeczony. Chwile pozniej lezal jak dlugi na sciezce z rozdartymi spodniami i zdartymi kolanam,i ale tym sposobem zrozumial dlaczego mama mowi, zeby nie biegac w gorach po kamieniach.
No coz. Jedni ucza sie na cudzych bledach, a inni na swoich. Mysle, iz bedzie fair jesli przyznam, ze chyba ma to po mamusi.


I znowu w lesie. Bylo tak spokojnie, i zielono, i slonce przebijalo sie usilnie przez ten gesty las, ze nie chcialo sie wracac.





I tyle. Zajelo nam to jakies 3 godziny. Trzy godziny dobrze spedzone.

















Komentarze

Popularne posty