Millstone Hill

Nareszcie wybralisy sie w gory. Gory to moze zbyt optymistycznie, gorki raczej. Od czegos trzeba przeciez zaczac, a biorac pod uwage, ze mam jedno dziecko, ktore wlasnie weszlo w wiek marudnosci i wiecznego "nie chce mi sie", drugie ktore jest jeszcze w wieku krasnoludkowym i meza, ktory ostatnio jakos sie powiekszyl i sapie jak wlazi po schodach, wybor zdaje sie byc sluszny.

Poszlismy tu http://www.walkhighlands.co.uk/maps/map2_3ab.shtml. Trasa prosta i niedluga, dla takiej ekipy jak my w sam raz. Pogoda byla niezla, nie za cieplo nie za zimno, idealnie na mala wspinaczke. Troche sie zmartwilismy, bo tuz za Kemney taki obrazek sie wylonil...


... ale kiedy dojechalismy na miejsce (Donview car park) bylo juz wszystko w porzadku. 
Nie bede opisywala calego szlaku zakret po zakrecie bo droga jest prosta, a sam szlak dobrze oznakowany. Trzeba byc ciezkim przypadkiem, zeby sie zgubic.
Zaczyna sie tak...


... a potem juz tylko lasem pod gore.


Szlak jest latwy, taki rodzinny powiedzialabym i dobrze utrzymany


Po krotkiej wedrowce przez las jodlowy, zaczely pojawiac sie, cudowne o tej porze roku, wrzosowiska...


... i widoki na otwarta przestrzen


Tu zrobilismy krotki postuj co okazalo sie bledem, bo ciezko bylo dzieciom pozniej ruszyc. Adama zmotywowala perspektywa otrzymania gumy do zucia na szczycie, a Zuze komenda do wymarszu, gdyz nie bylo innego wyjscia.

Mnie motywuja takie widoki...


Albo takie... Tu Zuza tez znalazla powod tej calej wedrowki - krzaki z jagodami i borowkami i jak maly kombajnik zaczela kosic co sie dalo.


Dotarlismy w koncu na szczyt.


A ja tu sobie spokojnie konsumuje pork pie, kiedy Tomek postanowil mnie uwiecznic. Probowalam wiec szybko przezuc i jednoczesnie wygladac wzglednie wyjsciowo.



No i teraz na dol

Plan byl, zeby jeszcze sprawdzic co jest na sasiednim szczycie - Mither Tap, ale zaczal padac deszcz co wprawilo Adama w stan nerwowosci (nie cierpi byc mokry!), no i bylo juz troche pozno wiec postanowilismy dac sobie spokoj. A wiec w dol i prosto po szlaku.


Zuza znow odzyskala powod do zycia, bo pojawily sie jagody.


Wygladaly troche jak opienki, ale tacy z nas grzybiarze ze wolalam nie ryzykowac.



Ten wygladal znajomo. Kozlak? Dalam mu spokoj. Niech go sobie slimak skonczy.



I tu juz koncowka szlaku, ktory konczy sie przy malej galerii, w ktorej jakas miejscowa artystka  cos tam dziala, skubie i dlubie.
























Komentarze

Popularne posty